Słowa mają moc, nie magiczną, ale sprawczą.
Są słowa po wypowiedzeniu których całe nasze dotychczasowe życie ulega diametralnej
przemianie, na lepsze albo gorsze. Czasami można coś zyskać a czasami stracić.
Jest taki jeden potężny epitet, który po wysłaniu pod nieodpowiedni adres,
sprawia, że zyskujemy- kilka siniaków, lub tracimy - część cennego uzębienia, czasem na nieszczęście następuje kumulacja
wskazanych zysków i strat. Zatem bez względu na to, czy słyniemy z posiadania
niewątpliwie pięknej cechy, jaką jest – mówienie tego co myślimy, czy też nic
lepszego nie przychodzi nam do głowy – nie nazywajmy nikogo f r a j e r e m !
Czyżby
broniący się przed tym aby przylgnęło do nich to poniżające słowo, są bardziej
wrażliwi od nas? Czy ci chłopcy i dziewczęta, nie cofający się przed
wymuszeniami, bójkami, kradzieżami…są wrażliwsi od reszty „grzecznego”
społeczeństwa? myślę, że w jakiś sposób tak.
A
konkretnie, są bardziej wyczuleni na to, jak postrzegają ich kumple. Frajer to
najgorsza z możliwych rola. Nie można być obojętnym wobec tak rzuconej
rękawicy. „Nikt nie będzie mi fikać!” Trzeba zareagować. Choć „frajer” to motyw
zaczerpnięty z więziennego slangu, poza jego murami funkcjonuje podobnie. Dość
szeroko znany jest podział więźniów na dwie kategorie: grypserę i frajerów.
Frajerzy(osoby
nie posługujące się slangiem więziennym) nie mają tych samych przywilejów i
powszechnego szacunku (wśród więźniów) co grypsera. Są traktowani jak „podludzie”.
Młodzież ze środowisk zdemoralizowanych zapoznaje się z tą wiedzą przez
członków rodziny osadzonych w zakładach karnych, bądź krąg starszych znajomych.
Łamanie
prawa nie uchodzi bezkarnie, agresja nie jest akceptowana.
Społeczeństwo
podjęło decyzję. Jeśli chcesz być z nami, musisz się poprawić – dlatego idziesz
do poprawczaka. Słyszałam nawet, jak mama straszyła swojego może 10 letniego
syna, że jeśli natychmiast nie przestanie dokuczać bratu, to wyśle go do
poprawczaka. Poskutkowało, choć nie jestem pewna jak to dziecko wyobrażało
sobie ów „miejsce grozy”, do którego wysyłani są niegodziwcy dokuczający swoim
młodszym braciom. Sama potoczna nazwa, brzmi nieprzyjaźnie, nie jak na przykład
„dom dziecka”, który to „dom” oraz „dziecko” kojarzą się większości
społeczeństwa pozytywnie. No właśnie, skoro mowa o słowach, które mają
moc…słowo dom - nie na wszystkich
twarzach na jego dźwięk, maluje się radość połączona z tęsknotą. Nasuwa mi się
na myśl tekst piosenki hiphopowej „dom o którym zawsze marzyłem, który byłby
dla mnie azylem”. Większość dzieci i młodzieży trafiających do zakładów
poprawczych, pozbawiona była tego „azylu”. Ojciec nie zabierał na ryby, nie
pokazywał synowi jak kopać robaki na przynętę…ale zalewał robaka. Matka…i nie przechodzi
im przez usta „mama”. Jest takie powiedzenie „rodziny się nie wybiera”, te
dzieci z rodzin patologicznych, nie wybierały rodziców alkoholików, nie
decydowały się na życie w świecie w którym bliscy swą postawą życiową opiewają
kombinatorstwo i łatwe rozwiązania. To ich nie tłumaczy, ale mi pozwala,
bardziej zrozumieć ich świat.
Mocno
przesadzili w „dokuczaniu”, jakiemuś „młodszemu bratu”.
Trafiają
więc do poprawczaka, żeby nauczyć się inaczej żyć.
Młodym ludziom przychodzi przejść szybki kurs
dorosłości, większość z nich jego część zrealizowała już wcześniej, w niewydolnych
wychowawczo czy patologicznych rodzinach. Zdani na własne siły, utwierdzani w
przekonaniu „umiesz liczyć, licz na siebie”. Jak im teraz wytłumaczyć, że
wszystko czego się nauczyli do tej pory, jest złe?
Świat
Zakładu Poprawczego, to świat regulaminów, nagród i kar, dozoru, monitoringu,
kontroli. Porządek i ład zamiast dezorganizacji i chaosu.
Bezpieczeństwo zamiast adrenaliny.
Życie „normalnych ludzi” uważają za mało ciekawe, wręcz nudne.
Nauczyć
się żyć w obrębie zasad i konsekwencji, na pewno nie jest im łatwo.
Indywidualny plan resocjalizacji, opieka wykształconej kadry, psychologa –
grono ludzi zaangażowanych w proces zmiany postaw młodego człowieka, nie daje
gwarancji powodzenia. Cały ten sztab ludzi najpewniej nie miałby zajęcia, gdyby
dzieci były bardziej kochane, bo uważam, że nie ma złych dzieci, są tylko te
kochane za mało.
„Człowiek
nie rodzi się ani zbrodniarzem
ani aniołem,
Wychowanie czyni z niego istotę brudną
lub promienną”.
Podczas gdy umiejętnie realizuje się
indywidualny plan resocjalizacji, widać sukcesy wychowawcze, poprawę zachowania
..a jak pomóc nadrobić dziecku brak Miłości? Brak rodzicielskiej troski?
Potrzeby emocjonalne, których niezaspokojenie przywiodło ich do tego miejsca,
są w dalszym ciągu niezaspokojone. Człowiek potrzebuje aby ktoś w niego
uwierzył, żeby sam zaczął wierzyć w swoje siły. Na wychowawcach w zakładach
poprawczych ciąży ta odpowiedzialność – dać odczuć wychowankowi, że mimo wiedzy
o jego zachowaniu, akceptuje go, jako osobę oraz wierzy, że potrafi się
poprawić, że stać go na to, by wybrać lepszą drogę dla siebie. Samo to nie
wystarczy, ale zdaje mi się, że jest konieczne, aby młody człowiek miał
motywację do podjęcia pracy nad zmianą swojego zachowania.
Zastanawiające jest to, dlaczego tak często
dochodzi do ucieczek z placówek tego typu? Tęsknota za wolnością? A może by tak
założyć, że nie jest tam wcale dobrze? Znane są przypadki kar fizycznych
stosowanych przez wychowawców. Może jest tego więcej niż „donoszą media”?
podobno „ryby i dzieci głosu nie mają” – może boją się zabierać głos na temat
złego traktowania czy poniżania? A ucieczka jest niemym protestem przeciw temu?
Tak sobie myślę, że trzeba dopuszczać do świadomości takie założenia, mimo iż
łatwiej i milej byłoby żyć w przeświadczeniu, że po świecie chodzą dobrzy i źli
ludzie, że instytucje wprawnie potrafią ich odróżniać, a w miejscach gdzie
ludzi się resocjalizuje, pracują tylko kompetentni, wrażliwi, mądrzy i tacy z anielską cierpliwością. Niestety bardzo często z biegiem czasu,
najbardziej entuzjastyczny i energiczny wychowawca może paść ofiarą rutyny i
rozczarowania. Praca z „trudną młodzieżą” jest, jak ta młodzież – trudna. Łatwo
jest sobie to wyobrazić. Robisz coś dla czyjegoś dobra, poświęcasz swój czas i
energię, czasem się rozczulisz a nagle dowiadujesz się, że oto obiekt Twojego
zatroskania, nie dość, że jest niewdzięczny i z całym wyrachowaniem to okazuje,
to jeszcze próbuje podłożyć Ci nogę. Kilka podobnych sytuacji i człowiek staje
się twardszy, traci ochotę do wykonywania bezowocnej pracy, coraz częściej
wciela się w rolę „dozorcy”, przyjmując postawę nieufną a nawet wrogą w
stosunku do wychowanków.
Po obejrzeniu reportażu na temat chłopaków
z poprawczaka, pomyślałam „a jeśli ta resocjalizacja to mit?, co jeśli zakłady
poprawcze to tylko przechowalnie przestępców?” Opowiadają o tym, jak napadają
na ludzi, z ust podekscytowanego chłopaka padają słowa: „lubię jak ktoś się
mnie boi, na przykład jakiś koleś siedzi przede mną i on jest w strachu, mówi
„proszę puść mnie”, „nie bij mnie”…a ja to lubię, po prostu lubię mu przywalić,
lubię go skopać nie,…”
Wielu z
nich trafia później do zakładów karnych. Czy zawiodła rodzina? Wychowawcy?
System? Czy może sam młody człowiek? A może wszyscy razem?
Wyrok:
Winni
Zanim
jednak zapadnie, winniśmy dołożyć wszelkich starań, żebyśmy te kilka chwil na
naszej pięknej planecie, przeżyli we wzajemnym szacunku i życzliwości.
Komentarze
Prześlij komentarz